2011-09-18

Kot dzienny, kot nocny.



Nowy etap kocich spacerów zaczął się tego samego dnia, w którym skończył się pierwszy. Zgodnie z prawem ewolucji zjawisk i zwierząt, miejsce heroicznych podróży po podwórku, łapania kota po piwnicach i strachu przed setką rodzajów kociej śmierci zajął wariant bardziej złożony i dopasowany do okoliczności. To już nie jakieś tam wyrzucanie kota w nieokreśloną czasoprzestrzeń; opracowane zostały sygnały i rozkład dnia godny kota, który jeździł koleją.

Odjazd – 4 rano. Z jakiś powodów koci dzień zaczyna się właśnie wtedy, ani o 5, ani o 3. Jest to więc zwierzę nocne, ale umiarkowanie. Abym miał czas się przygotować, Skrzypuniątko skacze mnie już kwadrans przed tym czasem — przecież nie mogę wybiec na koci spacer w piżamie. Latem było to całkiem przydatne dla zdrowia, dziś, zaczyna przypominać rozkład dnia z filmu Barei. Śniadanie mogę zacząć jeść razem z kolacją, tak mało czasu je dzieli.

Skrzypek rozpędza się przed 3 piętra w dół. Zbiega po schodach, rozglądając się oczami i wąsami; otwieram drzwi od klatki – i tyle! Na tym się kończy moja rola, kota nie ma. Kiedyś ostrożnie zwiedzający podwórko, dziś śmiało przebiega na drugą stronę ulicy, leci do parku pijaków, zaczepia kota sąsiada, drugiego, trzeciego i czwartego kota sąsiada, wędruje po piwnicach, dachach, i kto wie, gdzie jeszcze.

Każdą, nawet najdalszą podróż można zakończyć jednym brzęknięciem kluczy. Najmądrzejszy z kotów nie musi już być prowadzany na smyczy, na rękach bądź innym żenującym środkiem transportu. Cienie i blaski przebywania na podwórku nauczyły go rozpoznawania nie tyle mnie, co dźwięku kluczy, które kojarzą mu się z moimi powrotami do domu. Gdziekolwiek by był, pojawia się w ciągu 30-90 sekund.

On dzwoni na początek, ja na koniec spaceru. On budzi, ja gonię do snu i na kolację. Rodzina na swoim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz