2011-08-21

Ucieczki i wycieczki.


Tyle się dzieje w kocim świecie, że aż o niczym nie piszę. Relacjonować można tylko coś, co się choć trochę zakończyło – my zaś jesteśmy w fazie środka początku początku. Zanim przejdziemy do końca początku początku, pomiędzy wskazówki zegara a kocimi wąsami zmieścimy krótką, dziennikarską relację.

Skrzypek wyruszył w świat. Oswoiwszy mnie, pozbył się uwięzi, szelek, a na koniec i dwunogiego nadzorcy. Zajęło mu to mniej więcej rok – od szelek i wychodzenia na 15 minut, po podbój okolicznych lasków, krzaczków i kotków. Poszedł – i nie wrócił, a w każdym razie nie do mnie i nie wtedy. Wróciłem ja, do domu i bez kota. Bezkocie zapanowało na cały dzień, i dawno już tak długo i powolnie mi się nie pracowało. Pierwsza ucieczka, kot na gigancie a ja na etacie.

Wróciłem, wołałem, wypatrywałem. O reagowaniu na imię nie ma mowy; kot ma w życiu rzeczy ważniejsze niż imię, i tą rzeczą jest honor. Honorowo łazęgował więc gdzieś po górach i garażach, szkoląc się w przetrwaniu na bezludziu (bezwłaścicielu?). Jego pierwsza wyprawa trwała od 6 rano do 20 wieczorem; kot pozostał szykowny, średnio upasiony, zachował wszystkie części ciała i wrodzoną, filharmoniczną elegancję.

Po tej ucieczce-spacerze nastąpiły dalsze spacery-ucieczki. Nie wiedząc, czego kot chce, a czego potrzebuje, na wszelki wypadek daję mu jedno i drugie. Siedzę sam w domu, co jakiś czas wyglądam za okno i pilnuję piorunów. Otwieram gazetę, a tam stoi „nie tulmy, nie szlochajmy, nie pytajmy dziecka: będziesz tęsknić? Czas na mądre dawanie swobody”. No. Właśnie.

5 komentarzy:

  1. Anonimowy8/21/2011

    I trochę swobody dla właściciela

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy8/21/2011

    Smak wolności?

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy8/21/2011

    Poszukiwanie miejsca?

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy8/21/2011

    Nie jest dobrym pomysłem puszczanie kastrata, szczególnie udomowionego. Tolerancja dachowców na takich przybyszy jest równa zero.
    Bezjajeczny kot nie obroni się przed śmietnikową bandą....a leczenie uciekiniera po pogryzieniu, podrapaniu syfiastym pazurem dłuuugo trwa.(kilka miesięcy) NO CHYBA ŻE TWÓJ KOT TO NIEZŁY KOZAK.
    Moj kociak latał z wygryzionym karkiem do mięsa przez 7 miesiecy. Oczywiście nie dało się prztłumaczyć żeby się nie ocierał więc goiło się i goiło. Pomimo to nie zrezygnował z wycieczek, na których regularnie dostawał po tyłku, bo ranny kot to chłopiec do bicia. Nie polecam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na razie sobie radził, ale skoro tak, to jednak będę go bardziej pilnował. Do końca na pewno nie, bo jakieś spacery być muszą. Może jednak nie zupełnie poza kontrolą.
    Tutaj może koty są najedzone i łagodniejsze; a może wszystkie są kastrowane z urzędu ;)?

    OdpowiedzUsuń