2011-08-07

Kot, który nie szczeka.



Dlaczego blogi o kotach mają tyle łat? Dlaczego nie są równomierne, dokładne, rzetelne, wierne, jak... No właśnie. Jak pies. Kotu nie chce się skrzypieć, kotu chce się spać, odpoczywać, mruczeć i mlaskać. Nic więcej. Mruczy więc, mlaska i leży, ale nie skrzypi. Cisza bije od klawiatury, komputer pokrywa się na początku nanometrową, potem nanokilometrową warstwą kurzu.

Nie można pisać o kocie, który nie chce, by o nim pisano. W wygięciu łapy, w figlarnym splątaniu wąsisk widać zaproszenie do kolejnej notki, fotografii, do współuczestniczenia w zwierzęco-ludzkim przedsięwzięciu. Gdy go nie widać – nie widać też szans. Dlatego też blog o kocie powstaje w rytmie nie tego, kto pisze, a opisywanego. W tym przypadku, to on mi wydaje komendy.

Gdybym pisał o psie, wystarczyło by: „podaj temat!”. Hipotetyczny pies zerwał by się ze smyczy, trzy razy dziennie upaprał i objadł. Przyniósł by piłkę, obślinił spodnie, w których właśnie miałem iść szukać hipotetycznej pracy bądź szczęścia — i już, literatura gotowa. Pisanie zaś o kocie jest trudniejsze, niż kota wyczesanie.

Kot się nie stara; jak aktor starego pokolenia, nie odbiera telefonów od dziennikarzy. Opisywać go, to zadanie dla artysty konceptualnego, podczas gdy do średniej wielkości psa wystarczy solidny malarz-batalista. Słynna piosenka mówi o braku weny i tęsknocie, „by chociaż mucha zjawiła się”. Ja również tęsknię – może kot pogonił by za nią, a ja w ślad?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz