2011-10-22

Kot do domofonu


Gdy raz odkryje się Amerykę, trudno jest przestać. Po okrzyku «ląd!» następuje okrzyk «ludzie!», a następnie okrzyk «złoto». Reszta, jaka jest, każdy widzi. Nowy kontynent jest jak zamontowanie drugiego kranu w wannie. Niby wody nie zrobiło się więcej, ale ty masz jej więcej, szybciej, łatwiej i drożej. Kto by jednak myślał o punkcie czwartym, gdy patrz punkt pierwszy, drugi, trzeci.

Tak, jak pomyłka Kolumba wywołała lawinę kolejnych pomyłek na skalę nieznaną dotychczas historii, kocie spacery, raz rozpoczęte, nabierają dynamiki, która już niebawem zmieni zapewne świat. Przynajmniej mój. Kot uczy się szybciej niż ja, gdy byłem w jego wieku.

Nauczył się, na którym piętrze mieszka, oraz pojął ideę schodów. Zdarzyło się, że zszedł sam na dół, i wrócił, nie mogąc otworzyć sobie drzwi od klatki. Gdyby nie to, nawet bym nie wiedział, czy potrafi rozpoznać swoje drzwi. Potrafi, choć Bóg widzi, że nie różnią się wiele od innych.

Nauczył się przeczekiwać deszcz pod samochodem, i że gdy przy ogródku jest pies, zawsze może wyjść z drugiej strony, gdzie ja już będę czekał.

Odkrywszy ogródek przy bloku, wzorem konkwistadorów podążył dalej, i odkrył kolejne – podwórka, ogródki, park meneli i strach myśleć, co jeszcze. Całe szczęście, że nie jest psem, bo by codziennie wracał umazany padliną i wydzieliną. Wraca pośród nocy, wichru i deszczu czyściutki, jak gdyby cały ten czas przesiedział na półmisku z ćmielowskiej porcelany.
Cały kot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz